

Chleb z Ewangelią – rozmowa z prezydentem MISEVI
W połowie stycznia do Polski przyleciał Libańczyk Ribel Elias, prezydent MISEVI – międzynarodowego Stowarzyszenia Świeckich Misjonarzy św. Wincentego a Paulo. Jego celem było przeprowadzenie wizytacji polskiego oddziału stowarzyszenia. Zanim odleciał do Rzymu zaprosiliśmy go na kawę i zapytaliśmy o jego spojrzenie na służbę, na relację MISEVI z naszym Zgromadzeniem i na wiarę.
Nie wiesz czym jest MISEVI? Tutaj przeczytasz więcej!
Klerycy: Jak wrażenia z wizytacji? Czy dostrzegasz znaczące różnice między naszym oddziałem a resztą świata?
Ribel Elias: Zastanawiam się nad tym przez ostatnie dwa dni. Są bardzo energiczni, wierzą w to, co robią. Swoim zapałem mogą motywować inne grupy MISEVI na całym świecie. Są takie grupy, które są starsze, bardziej doświadczone, mogłyby sięgnąć dalej, ale brak im motywacji. Mam świadomość, że istnieją różnice kulturowe, inna jest specyfika i to, co działa w Polsce może nie zadziałać w innym miejscu.
Zawsze myśleliśmy, że bieda nie ma narodowości ani kultury.
Może i tak, ale na pewno istnieje zależność między kulturą a sposobem zapobiegania tej biedzie. Tego się właśnie uczę na poziomie międzynarodowym. Początkowo każdy ma takie spojrzenie, jakie wyniósł ze swojego środowiska. Trudno jest więc tak po prostu spojrzeć w sposób obiektywny, nie oceniając po swojemu co jest dobre, a co złe. W różnych miejscach świata poznałem nawet wolontariuszy, którzy są niewierzący lub więcej – nie są ochrzczeni. Kim jestem, żeby ich oceniać, czy mogą służyć drugiemu człowiekowi, czy nie? Czy możemy im powiedzieć, że nie są mile widziani? Widzimy więc napięcie między tożsamością osoby z jej prawem do dobrowolnego wyznawania wiary, a tożsamością grupy. Jednak nas prowadzi charyzmat wincentyński, nie możemy tego zmienić. Każdy kraj rozwiązuje ten konflikt na swój sposób. W tym miejscu dostrzegam pole do działania dla MISEVI Polska. Grupa potrzebuje prawdziwego wsparcia duchowego ze strony Zgromadzenia. Duchowe korzenie, charyzmat wincentyński – oni sami temu nie podołają.
Czy w ten sposób funkcjonuje to w Libanie?
Tak to wygląda na całym świecie. Tak powinno też być u was.
Jak miałoby wyglądać takie wsparcie?
Zgodnie z naszym międzynarodowym statutem dyrektorem generalnym MISEVI jest przełożony generalny Zgromadzenia Misji. Dlaczego? Ponieważ jesteśmy w pełnej komunii z wami. Rolą misjonarza jest nie tylko być doradcą, nie tylko odprawić Mszę jak w ruchu skautowym. Mamy tę samą misję, co wy. Pomysł na MISEVI ma te same źródła. Jesteśmy wolontariuszami, a co za tym idzie mamy ograniczony czas i ograniczony potencjał. Sam mam rodzinę, pracę i nie mogę z tego zrezygnować, nie mogę w całości poświęcić się misji. W którymś momencie nawet to, co robię, będę musiał przerwać i przekazać następcy. Takie jest życie. Tylko księża mogą zabezpieczyć ciągłość charyzmatu i tożsamości ruchu. Wiecie dlaczego? Ponieważ wtedy funkcjonowanie nie zależy od człowieka, ale od Zgromadzenia, siły mającej już ponad 400 lat. Dopiero z tej gry osób świeckich i księży mogą wyłonić się nowe rozwiązania, w jaki sposób dziś służyć ubogim.
MISEVI w Polsce to głównie osoby w wieku studenckim. Czy w innych krajach wygląda to podobnie?
W międzynarodowym zarządzie jest pięć osób. Ja jestem najmłodszy, a mam 36 lat. Dwie z nas są już babciami, przekroczyły sześćdziesiątkę, a pozostałe dwie mają ponad 40 lat. W Libanie wolontariusze mieszczą się w zakresie 18-50 lat. Podobnie w Hiszpanii. Jest tak, bo bardzo potrzebna jest w naszej posłudze dojrzałość i niezależność.
Czy Twoja rodzina nie jest zazdrosna o to, że jeździsz po świecie służąc ubogim, a nie ma Cię przy nich w domu?
To prawda, ale ja nie służę ubogim. Nie na tym polega moja posługa.
Służysz, ale nie bezpośrednio.
Wiecie, Bóg powołał Mojżesza, aby poprowadził lud do Ziemi Obiecanej, ale sam Mojżesz do niej nie wszedł. Tak wygląda moje powołanie. Jestem wezwany do organizowania, motywowania, wspierania, ale nie do służby ubogim. Sądzę, że Bóg chce, abym Mu służył na zapleczu, nie na froncie.


Źródło: MISEVI Polska
Jakie są więc Twoje obowiązki jako prezydenta MISEVI?
Po pierwsze, zajmuję się komunikacją pomiędzy grupami w różnych krajach. Zajmuję się też administracją i wszystkim, co się z tym wiąże. Ta część jest najprostsza. Po drugie, nieustannie poszukujemy nowych osób świeckich, które dzielą nasz charyzmat, ale potrzebują wsparcia. Po trzecie, pomagamy naszym wolontariuszom na misjach, na froncie. Niekoniecznie chodzi o zastrzyk pieniędzy, ale bardziej o kontakty do osób, które mogą się zaangażować lub doradzić pewne rozwiązania. Współpracujemy przy tym z siostrami szarytkami, księżmi misjonarzami i innymi gałęziami Rodziny Wincentyńskiej w różnych krajach. Ta pomoc musi być po prostu uporządkowana i zorganizowana. I wreszcie reprezentujemy nasze stowarzyszenie przed władzami, np. w Watykanie.
Dużo.
Chcemy robić więcej. Obecnie mocno zachęcamy wszystkie gałęzie Rodziny Wincentyńskiej, aby współpracowały ze sobą. W tym celu powstaje właśnie strona internetowa, której premierę planujemy na czerwiec 2020 roku. Będzie to platforma spotkania osób chętnych do służby z konkretnymi zapotrzebowaniami na misjach.
Więcej o aktualnych misjach prowadzonych przez Rodzinę Wincentyńską przeczytasz tutaj.
Czy modlisz się za swoich ludzi?
Jasne. Za ludzi i szerzej za misje. Odkryłem jednak ostatnio, że nieraz układamy jakieś plany, a następnie prosimy Boga, żeby je zrealizował. I modlimy się bardzo gorliwie! A tymczasem to jest Jego projekt! Powinniśmy się modlić przed planowaniem, aby to On nas poprowadził, by poprowadził mnie, Ribela, w moich osobistych wyborach, a następnie nasze stowarzyszenie, by robiło tylko to, co On chce. Modlę się o taką postawę wolontariuszy MISEVI.
Modlisz się – ale do kogo? Kim jest dla Ciebie Jezus Chrystus?
[Cisza…] Dla mnie być chrześcijaninem, nosić imię Chrystusa (w innych językach słowo „christian” pochodzi od „Chrystusa”, a nie od „chrztu” jak języku polskim – przyp. red.) jest sposobem życia, tak definiuję samego siebie. Jezus jest dla mnie żywą osobą. Nie oznacza to, że jestem z Nim bez przerwy zjednoczony, że nie mam wątpliwości, że jestem doskonały moralnie. Uważam, że w relacji z Nim nie chodzi o bycie perfekcjonistą, ale o zaakceptowanie swoich słabości i przyjęcie tego, że On chce poprzez mnie działać. Znając swoje słabości daję Bogu przestrzeń do działania. Jeśli myślę, że jestem pełny i doskonały, nie ma dla Niego miejsca. Wszystko, co zdziałam przypiszę wtedy sobie, a nie Jego działaniu. Razem z moją rodziną staramy się podążać za Jego wolą i jest to naszym codziennym zmaganiem. Ciągle trzeba podejmować decyzje, co jest lepsze dla rodziny. Wybrać karierę zawodową, czy zwiększyć zaangażowanie w MISEVI? Nie jest łatwo, bo Jezus patrzy na świat inaczej niż my. Kiedy się modlimy wydaje się nam czasem, że to tak jakbyśmy poszli odebrać wiadomość e-mail, w której będzie dokładnie napisane, co mamy robić. Mądrość Boża jest większa od tego.
Na co my, klerycy, powinniśmy zwrócić uwagę w toku formacji?
Przychodzi mi na myśl jedna rzecz. Papież Franciszek w związku z synodem o młodych w Kościele w 2018 r. napisał list. Ostatnie paragrafy dotyczą formacji w seminariach. Koniecznie je przeczytajcie. Przecież jesteście jednymi z nas, młodych w Kościele. Papież mówi, że ta formacja nie może być odseparowana od kontaktów z osobami świeckimi, bo przecież koniec końców to im będziecie służyć. My też jesteśmy Kościołem. Wszyscy razem tworzymy Kościół. Nie może być tak, że ksiądz przyjdzie, pomodli się i pójdzie do domu. W Libanie klerycy mają obowiązek, aby w toku formacji odbyć praktykę na obozie z MISEVI, aby tam nauczyć się żyć z osobami świeckimi i nauczyć się, jak zanieść im Ewangelię. Bo w MISEVI nie chodzi tylko o dobroczynność, ale właśnie o Ewangelię. Razem z chlebem mamy zanieść ludziom ubogim samego Jezusa Chrystusa.
Rozmawiali: Michał Radziwiłł CM i Łukasz Szcządała.
Artykuł ukazał się w numerze 1/2020: Przystąpię do ołtarza Bożego. ZOBACZ INNE
No Comments