Stradomska 4, 31-058 Kraków
meteor@misjonarze.pl

Najważniejsza służba – bycie współsiostrą

Najważniejsza służba – bycie współsiostrą

Po przedstawieniu „A Ty w to wierzysz?” – wystawianym przez Kleryckie Koło Teatralne – rozmawialiśmy z s. Reginą Dudą SM, jedną z szarytek, które przybyły zobaczyć spektakl. Jej historia tak nas zaciekawiła, że postanowiliśmy przeprowadzić z nią wywiad.

Jak się to stało, że Siostra pojechała na Węgry?

Regina Duda SM: Pewnego dnia, gdy pełniłam posługę w Bobrku, zadzwonił telefon od siostry wizytatorki, z prośbą abym przyjechała do Krakowa. Wyczuwałam, że szykuje dla mnie zmianę. Stawiłam się u s. wizytatorki, a ona przedstawiła mi swoje projekty oraz blaski i cienie naszej posługi na Węgrzech. Zapytała, czy nie podjęłabym się takiej posługi. Było to dla mnie niemałym zaskoczeniem.

Zgodziła się Siostra?…

Po chwili zastanowienia. Stwierdziłam, że skoro Pan Jezus wymyślił taki scenariusz, to spróbuję go zrealizować. Wróciłam do Bobrka i zaczęłam szukać jakiegoś kursu języka węgierskiego, aby przed wyjazdem nauczyć się choć kilku podstawowych zwrotów. Znalazłam taki kurs w Krakowie i w przerwach między dyżurami jeździłam na kurs języka.

Jak długo trwało przygotowanie się do wyjazdu w Polsce?

Dwa miesiące.

Czy wystarczyło Siostrze tych przygotowań?

Niezupełnie. Gdy w październiku przyjechałam do Budapesztu siostry przywitały mnie z ogromną radością. Natomiast ja nie bardzo umiałam rozmawiać, więc tylko uśmiechałam się serdecznie. Na początek to wystarczyło.

Jaki rodzaj posługi Siostra pełniła?

Pełniłam posługę pielęgniarki w domu Zgromadzenia, przekształconym później na Dom Pomocy Społecznej. Początkowo dla naszych sióstr, później przychodziły siostry z innych zgromadzeń, które sobie nie radziły, jak również osoby świeckie. Ale najważniejszą służbą było bycie współsiostrą, która wysłucha, uśmiechnie się i po prostu będzie.

Siostry Miłosierdzia przybyły do Polski na zaproszenie królowej Ludwiki Gonzagi, w połowie XVII w., czy szarytki na Węgrzech miały podobne początki?

Ta sytuacja na Węgrzech powtórzyła się dopiero 200 lat później. Stało się to za sprawą młodej hrabiny Leopoldyny Brandis, która zwróciła się z prośbą do biskupa Grazu o pomoc w organizacji służby ubogim. Bp Roman S. Zängerle skierował ją wraz z kilkoma młodymi dziewczynami do Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo w Monachium (mimo podobnej nazwy nie związanych ze Zgromadzeniem w Paryżu), gdzie otrzymały niezbędną formację. Po powrocie ich działalność rozszerzała na terenie Austro-Węgier.

Jak zatem doszło do tego, że Siostry Miłosierdzia podjęły pracę na Węgrzech?

We Francji, mimo burzliwych czasów porewolucyjnych, s. Brandis zwróciła się do Matki Generalnej sióstr szarytek w Paryżu o ponowną formację, właśnie na łonie Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia. Wydarzenia te poprzedziły objawienia na rue de Bac, gdzie Maryja powiedziała s. Katarzynie, że jeżeli Reguła będzie zachowana to dołączą się do nas dwa Zgromadzenia. Wspólnota Matki Brandis była pierwszą, następnie do sióstr dołączyło Zgromadzenie założone przez św. Elżbietę Annę Seton.

Jak się rozwijało Zgromadzenie w późniejszym okresie?

Pierwszą węgierską szarytką była hrabina Franciszka Szechenyi, która de facto sprowadziła szarytki na teren ówczesnych Węgier. Wraz z rozwojem nowych dzieł, coraz częstsze kontakty z Domem Prowincjalnym w Grazu stały się uciążliwe i tak doszło do powstania niezależnej prowincji węgierskiej.

Później nadeszły wojny i wielkie przemiany społeczno-polityczne. Jak się odnajdywały siostry w nowych warunkach?

Gdy wybuchła pierwsza wojna światowa, siostry zostały wezwane, aby w przeciągu 24 godzin opuścić szpitale. Mogły pozostać w pracy, jeśli odejdą ze Zgromadzenia, na co siostry nie wyraziły zgody. Po szpitalach przyszła kolej na szkoły, potem siostry zostały wyrzucone ze swoich domów, ale po wojnie udało się powrócić do normalnego funkcjonowania prowincji.

Później nadchodzi II wojna światowa…

W trakcie drugiej wojny światowej siostry kontynuują pracę w szpitalach jako pielęgniarki. Nie był to jednak najtrudniejszy okres w życiu sióstr.

Francuski ksiądz – Brat Moris, członek Instytutu Małych Braci Jezusa, pracujący m.in na Węgrzech i w Polsce, w swojej autobiografii wspomina, że widział ogromny kontrast pomiędzy Polską a Węgrami, gdy odwiedzał te kraje podczas panowania tam rządów komunistycznych. Czy podziela Siostra tę opinię?

Tak, zdecydowanie podzielam tę opinię. Myślę, że przyczyna tkwi w sposobie sprawowania władzy komunistycznej w tych krajach. W Polsce nie było aż tak drastycznych represji jak na Węgrzech, przejawiało się to chociażby w zakazie noszenia stroju zakonnego w miejscach publicznych

Z jakimi trudnościami mierzyły się Siostry w trakcie komunizmu?

Zakazano im pojawiania się w miejscach publicznych w stroju zakonny. Domy i majątek sióstr zostały upaństwowione. Wówczas siostra wizytatorka, przeczuwając najgorsze, wezwała do siebie postulantki, seminarzystki i siostry przed ślubami, polecając im, aby na czas próby opuściły Zgromadzenie i udały się do domów rodzinnych. Jedną z nich była s. Marta, która w wieku 17 lat udała się do Budapesztu, żeby zostać szarytką. Po upływie 42 lat s. Marta przywdziała welonik seminarzystki. Ta osoba jest dla mnie wzorem wierności, wierności mimo wszystko.

Co się stało z Siostrami po ślubach?

Nocą, 18 czerwca 1950 r., pod każdy dom sióstr podjechały policyjne samochody z nakazem, aby opuściły swoje domy. Miały one być wywiezione na Syberię, jednak zostały umieszczone w łagrach na terenie kraju, gdzie panował głód i fatalne warunki bytowe. Po licznych przesłuchaniach władze przekonały się, iż siostry nie stanowią zagrożenia. Pozwolono młodszym siostrom szukać pracy, natomiast starsze, chore siostry umieszczono w domach socjalnych. Tak zaczęło się tzw. rozproszenie szarytek, które trwało około 40 lat. Dom prowincjalny stał się koszarami żołnierzy radzieckich.

Jak się odrodziła Prowincja Węgierska?

W 1991 r. żołnierze radzieccy opuścili dom prowincjalny. Kilka sióstr zamieszkało w pobliżu stolicy i przyjeżdżały do Menesi, żeby odrestaurować zniszczony dom. Z pomocą przyszły współsiostry z Zachodniej Europy, które sfinansowały odbudowę domu prowincjalnego. Od tego momentu do Zgromadzenia zaczęły zgłaszać się młode dziewczyny. Także te siostry, które ze względu na represje Zgromadzenie musiały opuścić. Wróciło 150 sióstr – większość w bardzo podeszłym wieku. Mimo tego próbowano wrócić do posługi. Otwarto nowe domy, m.in. w Tapolcy, Egerze…

Czy były nowe powołania?

Owszem, były młode siostry. W tym czasie zgłosiło się kilkanaście osób, ale niestety nie wytrzymały próby czasu, a także sposobu formacji sprzed kilkudziesięciu lat.

Ile teraz jest Sióstr?

Na chwilę obecną jest 13 sióstr, przy czym po jednej ze Słowacji i z Polski.

Czy są jakieś perspektywy rozwoju?

Można powiedzieć, że są mizerne. Ale Pan Bóg wie, kiedy ziarno rzucone w ziemię wyda plon. Ufam, że po tylu cierpieniach i przejściach wymodliły one nowe powołania.

W ostatnich czasach obserwujemy tendencję do łączenia prowincji, jak wyglądało to doświadczenie na Węgrzech?

Było to niestety koniecznością. Mała liczba sióstr i podeszły wiek stwarzały duże problemy. Odpowiedzią na te problemy jest połączenie kilku prowincji. Postrzegam to bardzo dobrze, choć jest to przeszkoda dla zgłaszających się kandydatek, które miałyby przechodzić formację w Grazu.

Budapeszt – widok ze Wzgórza Gellerta

Czy polskie prowincje też powinny się połączyć?

Jest taka opcja, chociaż my mamy jeszcze dość powołań i znaczną liczbę sióstr aktywnych. Być może uda nam się stworzyć wspólne seminarium.

Jak kształtuje się współpraca ze Zgromadzeniem Misji i innymi gałęziami Rodziny Wincentyńskiej?

Od początku ta współpraca kształtowała się dobrze. Ciekawym jest fakt, że członkowie Konferencji św. Wincentego a Paulo, kilka razy do roku spotykają się, aby wspólnie wzrastać w wierze. Zawsze przewodniczy temu misjonarz i w miarę możliwości szarytka.

Przeżywamy obecnie cykl duszpasterski poświęcony liturgii, czego w tej materii nauczyła Siostrę posługa na Węgrzech?

Przede wszystkim wierności Mszy Świętej i ćwiczeniom duchownym, o które nierzadko trzeba było zawalczyć. Podziwiałam również nasze siostry, które mimo wieku (niektóre miały około 100 lat), nie „zwalniały się” od Mszy i innych praktyk pobożnościowych.

Artykuł ukazał się w numerze 1/2020: Przystąpię do ołtarza Bożego. ZOBACZ INNE

Regina Duda SM – szarytka od 1979 r., posługiwała we Francji, Polsce, Węgrzech i Ukrainie. Obecnie jest pielęgniarką w DPS im. Helclów w Krakowie.

 

No Comments

Add your comment