

Nie jesteśmy znikąd, jesteśmy stąd
Biblia pauperum – Biblia ubogich, tak zwykło się określać przez wieki sztukę sakralną, gdy zdecydowana większość wiernych nie potrafiła czytać. Stary i Nowy Testament poznawano oglądając dekorowane wnętrza kościołów i słuchając kazań. W Konstytucji o liturgii Soboru Watykańskiego II czytamy, że sztuka ma zwracać ludzkie serca ku Bogu, lecz zdaniem wielu osób coraz rzadziej spełnia to zadanie. Aby naświetlić prawdziwą rolę sztuki, poprosiliśmy o rozmowę ks. dra Szymona Tracza, wykładowcę historii sztuki w naszym Instytucie.
Michał Radziwiłł CM: Pandemia koronawirusa sprawiła, że opustoszał Plac Świętego Piotra w Rzymie i gdy papież Franciszek wyszedł przed Bazylikę, aby się modlić, to zdaniem komentatorów w końcu po latach miejsce to odzyskało sakralny charakter. Czemu w niektórych kościołach jest więcej turystów niż wiernych?
Ks. Szymon Tracz: Turystów do miejsc sakralnych przyciąga ciekawość zobaczenia miejsca, charakteryzującego się wspaniałą architekturą, wystrojem rzeźbiarskim lub malarskim, co często wiąże się też z rozpoznawalnymi nazwiskami pracujących tam niegdyś artystów. Niestety tłumne nawiedzenia takich miejsc powoduje, że ucieka z nich ich mistyka i duchowe piękno. Jednym z najbardziej traumatycznych doświadczeń w moim życiu było zwiedzanie przepełnionej „dzikim” tłumem Kaplicy Sykstyńskiej. Atmosfera spotkania z tym arcydziełem sztuki, nijak się miała do świadomości jej artystycznej rangi oraz poczucia doniosłości miejsca, w którym się znajduję. Głośny tłum, uspokajający go w różnych językach krzyczący strażnicy, stanowili nie lada koszmar. Wszystko co najpiękniejsze zostało tam zabite. I to masowość turystyki w naszych czasach zabija sacrum.
Pandemia to przerwała.
Tak, nagle wszystko się zatrzymało i wszyscy uświadomiliśmy sobie jak piękny jest pusty Plac św. Piotra, wypełniony jedynie świętymi, stojącymi na kolumnadzie Berniniego. Sam odkryłem jak wspaniałe są niczym nieprzysłonięte posadzki marmurowe w Bazylice, rozłożone na wzór kosztownego dywanu wokół konfesji św. Piotra. Oczywiście świątynia jest dla wiernych czczących Boga, a widok każdego pustego kościoła jest bardzo dojmujący. Ale w kontekście postawionego pytania obecna, bolesna sytuacja jest źródłem sobie właściwych nowych doświadczeń, które mogą być na swój sposób piękne. Patrząc na pustą Bazylikę Piotrową, wracałem w pamięci do momentów, kiedy rano miałem możliwość wielokrotnego odprawiania Mszy św. przy różnych ołtarzach w Bazylice, kiedy ta była zamknięta dla turystów. Rzeczywiście wtedy można było doświadczyć potęgi jej artystycznego piękna i świętości miejsca. Plac św. Piotra odzyskał sakralność, gdyż pojawiła się tam pustka, którą mogliśmy wypełnić naszą modlitwą, towarzysząc samotnemu papieżowi. Odczuwalne zjawisko pustki stawia też pytanie, czy współczesny człowiek, nawet ten wierzący, po pierwsze potrzebuje sztuki, a po drugie czy rozumie sztukę, która przez wieki pozostawała w służbie Boga.
Mam wrażenie, że mało osób w ogóle próbuje rozumieć sztukę.
To prawda, aczkolwiek nie dotyczy to wszystkich obszarów. Ostatnio nasze chrześcijaństwo zachodnie z dużą sympatią patrzy w stronę wschodnich ikon. Zauważalne jest, że przy okazji rozmaitych rekolekcji organizowane są warsztaty pisania ikon. Na marginesie należy wprowadzić istotne sprostowanie, że ikonę się maluje, a nie pisze. Ani Ojcowie Kościoła ani bizantyńscy teologowie nie mówią o pisaniu, ale o malowaniu ikon. Kwestia pisania ikony pojawiła się dopiero na przełomie XIX i XX wieku. Co przyciąga Zachód do ikon? Na pewno ich kanoniczna forma i bardzo bogata symbolika, ubogacające nasze spotkanie z Bogiem. Ale dzieje się tak dlatego, iż my sami zgubiliśmy rozumienie sztuki zachodniej, która przez wieki była integralną częścią naszej duchowości. Sakralna sztuka Zachodu jest równie bogata w treści, podobnie jak sztuka ortodoksyjnego Wschodu.
Zgubiliśmy rozumienie sztuki zachodniej, która przez wieki była integralną częścią naszej duchowości.
A może sztuka wyszła z mody?
Nie, w moim odczuciu my po prostu jej nie rozumiemy. Mówiąc to mam na myśli zwłaszcza sztukę dawną, która jest wymagająca, gdyż oczekuje naszego intelektualnego przygotowania i zaangażowania. Oczywiście także i współcześnie powstają bardzo mądre i bogate w treści realizacje artystyczne, czego doskonałym przykładem jest dekoracja mozaikowa kaplicy Redemptoris Mater w Pałacu Apostolskim w Watykanie, będąca dziełem o. Marko Rupnika SI. Program dekoracji jest przemyślany, a przez to niezwykle wymowny, co wielokrotnie podkreślał św. Jan Paweł II. To nie jest tak, że my nie mamy tej sztuki, tylko my jej często nie rozumiemy, nie potrafimy jej odczytać.


Kaplica Redemptoris Mater w Watykanie. Źródło: https://pbs.twimg.com/media/ESW3wiYXcAgtU2s?format=jpg&name=medium
Mówi Ksiądz o sztuce współczesnej…
O dawnej i współczesnej. Sam tego doświadczam, kiedy proboszczowie proszą mnie o to, aby przejechać np. z kazaniem odpustowym. Często chcą, aby przy okazji odwołania się do święta patronalnego opowiedzieć też coś o artystycznym wyposażeniu ich kościoła parafialnego. Na bazie tej prośby lubię budować homilie i wielokroć zdarza się tak, że po Mszy św., przychodzą ludzie i dziękują: „Proszę księdza, w tej parafii jestem od dziecka, ale w życiu nie wiedziałam czy nie wiedziałem, że to, czy to, tak należy rozumieć!”. To pokazuje jak wielkie jest zapotrzebowanie na uczenie naszych wiernych języka sztuki rozumianego przez naszych przodków, a dla nas obecnie stanowiącego zespół tajemniczych i nieczytelnych znaków.
Mimo wszystko pewnie łatwiej jest takie kazania mówić w starszych kościołach. W Internecie jest strona „biskup płakał jak konsekrował”, na której umieszcza się zdjęcia różnych nowoczesnych kościołów, które przypominają skocznię narciarską, pływalnię albo schron przeciwatomowy. Dlaczego tak wygląda współczesna sztuka sakralna?
Dlatego że nastąpiło pewne odejście… Zresztą pisał o tym Ojciec Święty Jan Paweł II w liście do artystów z okazji jubileuszowego roku 2000. Prosił ich, aby na nowo spotkali się z Ewangelią i z tym, czym przez wieki była sztuka dla Ewangelii, a była ona jej ilustracją. Sam Pan Jezus ustanawiając sakramenty święte wiedział, że człowiek potrzebuje widzialnego znaku dla niewidzialnej łaski. To, co widzimy, co możemy dotknąć, posmakować, pozwala nam lepiej zrozumieć niewidzialną łaskę. Podobnie jest ze sztuką. Sztuka dawna zawsze miała treść, a sztuka współczesna niesie emocje. W efekcie koncentrujemy się na emocjach artysty, który chce nam coś przekazać. Niestety, jeśli jest on osobą niewierzącą albo daleko mu do wiary przeżywanej, to w swoich realizacjach dzieli się swoimi emocjami zapominając, że buduje świątynię, a nie pomnik, który ma być jego chwałą. Słynna jest anegdota o proboszczu, który postanowił zbudować nowy kościół i przychodzi ze skargą do architekta: „W pana projekcie nie ma tabernakulum!” Artysta patrzy księdzu w oczy i uspokaja: „Dobrze, zaraz poprawimy. A na ile ma to być osób?”.
Czy to nie jest konsekwencja zmiany sposobu postrzegania świata? Kiedyś kościół był jedynym miejscem, gdzie można było zobaczyć obrazy, usłyszeć muzykę. Dziś mamy w rękach smartfony, a w uszach słuchawki. W dodatku w kościołach pojawiła się też nowa sztuka. Może powinniśmy wprowadzić nowoczesne rozwiązania? Są już w Polsce miejsca, gdzie w jednym z bocznych ołtarzy proboszcz zamontował telewizor, który wyświetla obraz świętego na każdy dzień.
Oczywiście musimy iść za zmianą gustów i upodobań. Współczesny człowiek jest nastawiony na odbiór emocji, co jest charakterystyczne dla szeroko rozumianej kultury, w której jesteśmy zanurzeni. Każda emocja ma jednak to do siebie, że szybko znika. Rodzi się pytanie, co pozostaje. Czy jest to coś, co mnie poprowadzi, co skłoni do refleksji? Kościół św. Anny w Krakowie jest doskonałym przykładem tego, o czym mówię. W jego wyposażeniu nie ma niczego przypadkowego. Wszystko, co tam widzimy: ołtarze, układ rzeźb, rozmieszczenie malowideł i dekoracji, a nawet okien – to wszystko stanowi spójny program, który pozwala rozumieć przekaz tego, który zamawiał i tego, który wykonywał. Jest to przekaz bogaty w treść, a jednocześnie sam w sobie jest zachwycający. Dlatego przestrzeń artystyczna nie może podporządkować się popkulturze. Trudno mi wyobrazić sobie ołtarz, w którym zmieniają się święci. Dla mnie taki pomysł jest karkołomny i nie na miejscu. Trzeba tworzyć rzeczy nowe, mądre i na wskroś przemyślane, które zostaną dla następnych pokoleń, jako znak pamięci po naszym przeżywaniu wiary i sztuki.


Kościół św. Anny w Krakowie. Źródło: https://pbs.twimg.com/media/ESW3wiYXcAgtU2s?format=jpg&name=medium
Skoro o tym mowa, czy tej sztuki nie mamy już za dużo? W jednym kościele wisi dziesięć obrazów Matki Bożej i jeszcze mamy jedenasty domalować? Czy nie lepiej przeznaczyć pieniądze na pomoc ubogim?
Tak, ale Pan Jezus mówi, że ubogich zawsze będziemy mieć u siebie. Św. Jan Chryzostom ganił, kiedy przedmioty liturgiczne były zbyt kosztowne. Patrząc na sukienki wotywne zdobiące obraz Matki Boskiej Częstochowskiej na Jasnej Górze można snuć refleksje, ilu potrzebujących moglibyśmy zaspokoić po sprzedaży zdobiących je brylantów. Niestety taka dyskusja do niczego nie prowadzi, gdyż rodzi się pytanie, kto to jest ten potrzebujący? Ten, kto cierpi głód, czy ten, kto nie może jak jego sąsiad wyjechać na wczasy na Majorkę? Równie dobrze możemy postulować, co wielokrotnie próbowano robić, aby rozsprzedać dzieła sztuki prezentowane np. w Muzeach Watykańskich, a pozyskane pieniądze przeznaczyć na głodnych w Afryce lub Azji. Takie pomysły były w czasach św. Pawła VI i wróciły w dobie papieża Franciszka. Tylko czy jednorazowy zastrzyk pieniężny zlikwiduję biedę na świecie? Oczywiście, że nie. A co później?
Mówimy o ogromnych sumach, które można nie tylko przejeść, ale też zainwestować.
Tak, ale mówimy też o przestrzeni, która identyfikuje nie tylko nas, ludzi wierzących, ale wszystkich żyjących wokół nas. W ten sposób tworzymy szeroko rozumianą kulturę w ramach wielkiej cywilizacji europejskiej. Kultura identyfikuje nas jako naród, określając także naszą tożsamość. Polskie realia są takie, że Kościół jest w posiadaniu prawie dwóch trzecich obiektów zabytkowych, które przetrwały do naszych czasów. Z jednej strony mają one funkcję kultową, z drugiej zaś pełnią rolę tożsamościową. Stanowią bardzo czytelny przekaz. Nie jesteśmy znikąd, jesteśmy stąd! I to jest bardzo konkretne przesłanie. Za każdym z tych obiektów stoją ludzie – fundatorzy, budowniczowie, artyści, wreszcie ci, którzy przychodzili tam od zawsze na modlitwę. To są nasi przodkowie, członkowie naszych rodzin i lokalnych wspólnot. O to dziedzictwo ofiarnie walczyli i przez wieki strzegli go dla następnych pokoleń, często z narażeniem własnego życia. Nie można doprowadzić do tego, aby kościoły stały się tylko tłumnie odwiedzanymi muzeami, gdyż one muszą żyć własnym życiem, głosząc chwałę Boga, geniusz człowieka, wykreślając przy tym przestrzeń sacrum w codziennym życiu. Dlatego zrozumiałe jest, że w ołtarzu, w którym przez ostatnie sto pięćdziesiąt lat był wizerunek Serca Pana Jezusa, może pojawić się obraz Jezusa Miłosiernego z wizji siostry Faustyny, a na ścianie obok gotyckiej Madonny zawiśnie obraz św. Jana Pawła II, gdyż taka jest potrzeba. Jeśli to wszystko jest mądrze i ze smakiem zaaranżowane, wtedy przychodzący nie odczuwa zgrzytu.
Są jednak skromne parafie, które posiadają zabytkowe kościoły. Gdy nadchodzi zima trudno w nich wytrzymać z powodu braku ogrzewania, bo albo remonty pochłaniają wszystkie fundusze, albo konserwator nie pozwala przerobić świątyni.
To oczywiście jest problem i doskonale rozumiem parafian cierpiących na Mszy św. w katedrze we Fromborku, czy też w krakowskim kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Cierpiałem razem z nimi, głosząc tam rekolekcje wielkopostne. Obie świątynie z racji na swoją olbrzymią kubaturę nie są do ogrzania w zimie. Ale pamiętajmy o jednej rzeczy. Kościoły totalnie ogrzewane to wynalazek czasów współczesnych. Przez całe wieki w ogóle ich nie ogrzewano, a liturgia była przecież znacznie dłuższa niż dzisiaj. Myślę, że jest to kwestia znalezienia swoistego kompromisu oraz głębszego spojrzenia na ten problem. W bardzo wielu miejscach to się udaje. Jednocześnie musimy pamiętać, że takie dogrzewanie kościołów szkodzi zgromadzonym w nich dziełom sztuki, które przez gwałtowne zmiany temperatur częściej wymagają prac konserwatorskich.
Zgodziliśmy się, że ludzie są dziś inni niż kiedyś i pewna część z nich po prostu nie przyjdzie do zimnego kościoła.
To prawda, dlatego też nie możemy być niewolnikami samych zabytków. Stąd też wciąż szukamy dobrych rozwiązań, wiedząc, że każdy przypadek jest inny. Przykładowo, jeśli mamy wielki kościół, to w tygodniu z racji mniejszej ilości wiernych można korzystać np. z kaplicy, która jest ogrzewana. Oczywiście dochodzi tu także problem parkingu, miejsc siedzących itd. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że jest taka grupa wiernych, która chciałaby przyjść do kościoła prawie, że w kapciach… Potrzeba wielkiej roztropności, aby dostosować warunki i możliwości do rzeczywistości, w której się znajdujemy. I myślę, że trzeba też wrócić do potrzeby tłumaczenia, czym jest w naszej wierze ofiara i wyrzeczenie. W tym miejscu chciałbym także podkreślić, że w ostatnim czasie nasze parafie, które borykają się z trudami remontów i konserwacji obiektów zabytkowych mogą liczyć na wydatną pomoc Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz innych agend państwowych i samorządowych. Dzięki dotacjom bardzo wielu obiektom przywrócono dawny blask i splendor, co raduje parafian i odwiedzających.
Mam osobiste pytanie. Czy znajomość technik wytwarzania dzieł sztuki pomaga Księdzu głębiej przeżywać wiarę?
Czasem bywa odwrotnie, że podczas Mszy św. do głosu dochodzi skrzywienie zawodowe, kiedy zastanawiam się, z jakiego materiału i w jakim stylu wykonano kielich albo z jakiego ośrodka tkackiego pochodzi tkanina, z której uszyto używany przeze mnie zabytkowy ornat. Generalnie jednak takie przedmioty są dla mnie bardzo ważne, gdyż poprzez zogniskowaną w sobie historię pomagają mi lepiej skupić się oraz podkreślają powagę i rangę celebracji. Sam zaś staję się dziedzicem wielkiej przeszłości i wierzę, że taka postawa zadowala Stwórcę.
Św. Wincenty a Paulo proponował „modlitwę obrazami”. Polega ona na wpatrywaniu się w święty obraz i prowadzenie dialogu z Bogiem lub świętym przedstawionym na tym wizerunku. Czy spotkał się Ksiądz z takim rodzajem modlitwy?
Tej konkretnej metody akurat nie znam natomiast, kiedy sam modlę się przy dziele sztuki, które mnie inspiruje, to bardziej na moje skupienie wpływa pomysł artysty. Czasami twórca mnie czymś zaskoczy albo odkryję, że skorzystał z takich środków wyrazu i symboli, które sprawiają, że dany obraz staje się głębszy. Dzięki temu człowiek doznaje prawdziwego pokoju ducha i modlitwa staje się po prostu głębsza.
Ks. dr Szymon Tracz – kapłan diecezji bielsko-żywieckiej, diecezjalny konserwator zabytków architektury i sztuki sakralnej oraz dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Bielsku-Białej. Główne obszary zainteresowania: ikonografia chrześcijańska, średniowieczna sztuka polska, włoskie malarstwo Trecenta i Quattrocenta.
Artykuł ukazał się w numerze 2/2020: Słowo od Boga. ZOBACZ INNE
Źródło zdjęcia w miniaturce: https://eu.usatoday.com/story/news/world/2020/03/28/coronavirus-pope-francis-prays-empty-vatican-st-peters-square/2932690001/
No Comments