

Światłość niestworzona
Od dwóch lat klerykom Zgromadzenia Misji towarzyszy w kaplicy seminaryjnej ikona Chrystusa obmywającego nogi swoim uczniom (J 13, 1-20). Postanowiliśmy porozmawiać z jej twórcą. Brat Marcin Świąder OFMCap uważa, że autentyczna ikona spada z nieba, jest owocem działania Ducha Świętego. Zobaczmy, co mówi do nas Bóg poprzez tę ikonę.
Meteor: Pierwszą postacią naszej ikony jest Jezus. Czy kolor Jego szat albo wykonywany gest zawierają przesłanie?
Br. Marcin Świąder OFMCap: Chrystus jest zwykle w ikonografii przedstawiany w czerwieni, okryty niebieskim płaszczem. Jest to obraz dwóch natur Jezusa: czerwień to kolor Boga, a niebieski człowieka. Tu Chrystus, zgodnie z przekazem Ewangelii wg św. Jana złożył szatę wierzchnią i przepasał się prześcieradłem. Apostołowie są ubrani odwrotnie – na niebiesko pod spodem i czerwony płaszcz na wierzchu, co jest obrazem przyoblekania się ich w Chrystusa (Ga 3, 27). Chrystus dotyka stóp Piotra co oznacza, Jego oblubieńczą relację względem rodzącego się Kościoła. Za plecami Pana Jezusa znajdują się drzwi – symbol paschalnego przejścia przez bramę śmierci, którą oznacza kolor czarny.
Jeden z apostołów jest ubrany na czarno i stoi odwrócony od Jezusa – to mogłoby wskazywać na Judasza. Ale wszystkich uczniów jest na ikonie jedenastu. Kim jest ta postać?
Na ikonie przedstawiamy rzeczywistość symboliczną, nieokreśloną czasem. Trochę inaczej niż w malarstwie zachodnim, gdzie dominuje realizm czasoprzestrzenny. Ikona jest otwarta. W Ewangelii Jana obmycie nóg faktycznie odbywa się przed wyjściem Judasza z wieczernika (J 13, 1-30). Jednak w jego sercu już się wszystko dokonało i dlatego nie ma go już na ikonie. W tradycji wschodniej uznaje się, że zdrada dokonała się w środę, dlatego obok piątku jest to drugi dzień postny w tygodniu.
Kim więc jest ta postać?
W ikonografii, jeśli zdarzy się, że postacie nie są podpisane i ich tożsamość nie jest oczywista, otwiera się możliwość wielu interpretacji. Często to zabieg celowy. Więc może jest to celnik Mateusz, przywiązany kiedyś do pieniądza? Może też to być Tomasz, bo kiedy Jezus szedł na swoją ostatnią Paschę do Jerozolimy, Tomasz powiedział: „Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć (J 11, 16)”. Są dwie interpretacje tych słów. Jedni mówią, że wyrażają gorliwość Tomasza, który jest gotowy z Chrystusem umierać. Inni wskazują, że później Tomasz potrzebował dotykać zmartwychwstałego Jezusa, aby uwierzyć. Dlatego te słowa są wyrazem jego cynizmu: Jak dalej pójdziemy za tym wariatem, to nas zabiją! Tak więc w tej odwróconej postaci można upatrywać obu tych apostołów.
Myślałem, że ikonografia jest jednoznaczna i nie zostawia miejsca na takie rozbieżności w interpretacji.
Ikona jest „trampoliną działania” Ducha Świętego w sercu człowieka. Każda interpretacja, która pojawia się na modlitwie, która otwiera człowieka na tajemnicę doświadczenia Boga, a przy tym nie jest sprzeczna z Pismem Świętym, Tradycją i nauczaniem Kościoła – jest autentyczna. U Żydów znajdziemy komentarze do Tory, w których zestawia się interpretacje wielu rabinów. Te komentarze nieraz są bardzo różne, nawet wydają się na pozór sprzeczne. Podobnie jest z interpretacją ikon, bo są one formą zapisania słowa Bożego.
Wróćmy do naszej ikony. Spróbujmy zidentyfikować więcej postaci.
Apostołem, któremu Jezus obmywa nogi, jest Piotr. Jest on przepasany, co stanowi odwołanie do słów Jezusa: „Gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz (J 21, 18)”. Materiał, na którym siedzi, nie jest związany z tym pasem. Jest to płaszcz, który ma symbolikę królewską – to jemu Chrystus powierzył pierwszeństwo wśród apostołów (Mt 16, 18). Apostoł łapie się za głowę w geście mocnego zdziwienia: „Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał”, lub pragnienia: „Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę!”.
Czy za Piotrem stoi jego brat Andrzej?
Nie, to Jakub. Jest ubrany na czerwono bez błękitu, ponieważ jest pierwszym męczennikiem z grona apostołów. Został ścięty mieczem podczas prześladowania Heroda (Dz 12, 1-2) – tak jak mówiłem, ikona przekracza czas i chronologię. Dopiero za Jakubem stoi Andrzej. A ten, co siedzi obok Piotra, to Jan.
Dlaczego żaden z nich nie ma cienia?
Na ikonie nie robi się światłocienia, bo światło wydobywa się z wnętrza postaci. Kolor tła odnosi nas do złota – jest to kolor kolorów, symbol światła niestworzonego. Jest taka polska pieśń kościelna, która mówi o Bogu: „Ten, przed którym światło pali się dzień i noc”. To mentalność zachodnia. Na wschodzie to Bóg jest światłem. Żarówka, świeca czy nawet słońce – to wszystko światło stworzone. Bóg jest światłością niestworzoną, która się udziela. Nasi bracia z Kościołów wschodnich mają piękną i bardzo rozbudowaną teologię światła.
A skąd zamknięte usta? Przecież Jezus rozmawiał z apostołami w wieczerniku.
Tu nikt nie wypowiada słowa, ponieważ ikona sama w sobie jest słowem. Nie ma potrzeby, żeby te usta były otwarte.
Wróćmy do liczby apostołów. Jest ich jedenastu. Teraz wiem, że nie ma Judasza, ale miałem też na modlitwie inną myśl. Jezus chce także mi obmyć nogi, chce mi usłużyć, abym miał z Nim udział. W ten sposób sam stałem się tym dwunastym.
To bardzo piękna interpretacja. Gdy komponowałem kiedyś uczniów przy stole w Emaus, namalowałem ich trzech, choć przecież było ich dwóch – ale tym trzecim byłem ja i każdy, kto modlił się przy ikonie.
Czy w procesie tworzenia ikony jest miejsce na improwizację?
Nie jest tak, że autor na ikonie ma wszystko co do centymetra przemyślane – mówię o sobie – nawet jeśli niektórzy tak twierdzą (śmiech). Na końcu jest wiele rzeczy, które pojawiają się spontanicznie. Jerzy Nowosielski mówił, że każdy twórca związany z ikonografią na własną odpowiedzialność oddaje się w ręce Boga, aby Ten się nim posługiwał. Czasem pytam się na modlitwie, dlaczego tak to zrobiłem, a nie inaczej.
Czytałem, że ewangelizowałeś ludzi ubogich za pomocą ikon w Katowicach. Czy język ikon do nich trafia?
Piękno oddziałuje. Mieliśmy tam kaplicę zrobioną w garażu. Były tam ikony śp. Basi Paluch z Krakowa wzorowane na Koronie Misteriów Kiko Argüello. Te ikony wywierały ogromny wpływ na ubogich, którzy przychodzili do nas. Niektórzy z nich byli bezdomni, sypiali po schroniskach lub mieszkali w swoich norkach. Kiedy przychodzili do naszej kaplicy, mieli poczucie, że są ważni, czuli się kochani. Cały wystrój tworzył pewną atmosferę, która wszystkich ogarniała. Później pojawiały się także pytania. Zaczynało się od spostrzeżeń: „O, fajnie tu u was, ładnie”. Wielu naszych gości przeżyło swoje nawrócenie. Doświadczenie miłości Chrystusa było czymś, co poruszyło ich serca. Ale trzeba im było dać klucze, aby mogli rozumieć nasze ikony. Potrzebna była mistagogia, czyli wprowadzenie w tajemnicę obecności i działania Boga.
Czy ikona musi być arcydziełem malarstwa, żeby można nią było katechizować?
Piękno ikony nie polega na estetyce. Jeśli się zdarzy, że przy okazji ikona jest ładna, to dobrze. Ale generalnie jej piękno polega na wewnętrznym przesłaniu. Fiodor Dostojewski mówił, że „piękno zbawi świat”, bo przecież jest to forma udzielania się Boga.
Br. Marcin Świąder OFMCap – prezbiter Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, twórca ponad 600 ikon rozsianych po całym świecie.
Artykuł ukazał się w numerze 1/2021: Szczyt Mszy Świętej. ZOBACZ INNE
No Comments